Annie
Był to piękny sobotni
poranek, choć zbierało się na deszcz, a ja wbiegałam po schodach Fall-Marks.
Co mnie podkusiło, żeby się
zamienić z Megan dyżurami. Spałabym sobie teraz, ale nie idę do pracy.
Fall-Marks mieścił się w
monumentalnym, osiemnastowiecznym budynku. Po mimo całego swojego uroku było widać,
jakie ma przeznaczenie.
Przywitałam portiera i
weszłam do środka. W pokoju pielęgniarek zdjęłam kurtkę i założyłam biały
kitel.
- Cześć Annie. – Usłyszałam
Ethana wchodzącego do pokoju. – Co ty tu robisz miałaś mieć wolne?
- Cześć Ethan – uśmiechnęłam
się do niego. – Zamieniałam się z Megan.
Usiadł na kanapie i zaczął
czytać jakieś papiery.
- Gdzie masz dyżur? – Spytał
znad czyjejś teczki.
- Ma twoim oddziale. –
Powiedziałam radośnie. Ethan zachichotał.
- A więc potowarzyszysz mi
na obchodzie? – Spytał otworzywszy drzwi.
- Z przyjemnością.
Obchód minął bardzo spokojnie.
Tylko kilku pacjentom trzeba było zmienić lub założyć opatrunki. W dwie godzinny mieliśmy wszystko załatwione.
Wyszliśmy z ostatniego
pokoju.
- I po obchodzie. – Westchnął
Ethan.
- Musimy tak częściej robić.
– Uśmiechnęłam się.
Zawędrowaliśmy ponownie do
pokoju pielęgniarek, Ethan opadł na kanapę, na miejsce, które zwykle zajmował.
Poczułam nagły przypływ
zmęczenia toteż zaczęłam parzyć sobie kawę.
Usiadałam na przeciw Blackwella
i rozkoszowałam się smakiem oraz zapachem napoju.
- Annie, - zaczął nagle Ethan
– masz jakieś plany na przyszły tydzień.
- Nie, nic nie planowałam.
- A dałabyś się gdzieś
zaprosić? – Zarumieniłam się pod spojrzeniem jego zielonych oczu.
- Z przyjemnością.
Larysa
Weszłam na salę i ruszyłam
do stolika, który miała w zwyczaju zajmować sama lub z Melody.
Lecz ktoś tam już siedział.
Niall.
Usiadłam obok niego, to on
był intruzem przy moim stoliku a nie ja przy jego.
- Witaj Laryso. – Uśmiechnął
się do mnie przyjacielsko.
- Cześć Niall. Widzę, że
spodobał ci się ten stolik.
- Racja, można z niego
wyglądać przez okno.
Wyglądanie przez okno i
czytanie to były moje dwa ulubione zajęcia.
Spojrzałam przez okno, padał
deszcz. Krople deszczy uderzały o liście drzew, przez ciemne chmury na niebie
wszystko poszarzało. Jakaś wysoka blondynka tupała noga na swoja zepsuta
parasolkę jakby to miało ją naprawić minął ją młody chłopak, którem w ogóle deszcz
nie przeszkadzał szedł wolnym krokiem z uśmiechem na twarzy.
Patrzeć, co się dzieje za
oknem można było w nieskończoność.
Conor o tej porze zapewne
siedzi w domu i maluje. Zawsze przeznacza wolny czas na malowanie. Jak
wstawałam rano w soboty, miałam gotowe śniadanie a Conor w salonie lub w swoim
pokoju stał przed płótnem i upiększał je farbami. Zawsze spędzaliśmy sobotnie
popołudnia razem. Wychowaliśmy się razem, znałam go ponad 20lat. To już szmat
czasu.
- Za co tu jesteś? – Spytał Niall.
Wsłuchiwałam się w dudnienie kropel deszczu o parapet.
- Za morderstwo? – Było to
bardziej pytanie niż stwierdzenie.
- Za to się trafia do
więzienia a nie do wariatkowa. – Słuszna uwaga trzeba przyznać…
- Podobno zamordowałam
faceta, który mieszała w bloku obok.
- Podobno?
- Tak, nie pamiętam tego. A
ty?
- Zostałem oskarżony o
zamordowanie 4 kobiet, wyprucie im serc. A adwokat powiedział, że byłem wtedy niepoczytalny
toteż trafiłem tu.
- A zrobiłeś to?
- A ty zabiłaś tego faceta? –
Jego niebieskie oczy intrygowały.
- Chciałabym znaleźć tego,
który mnie w to wplątał.
- Co byś wtedy zrobiła?
To było dobre pytanie
chciałam go lub ja znaleźć, ale nie wiedziałam, co mi to da…
- Nie mam pojęcia.
- Dlaczego tego jeszcze nie
zrobiłaś. – Czułam się przytłoczona lawiną pytań, jaką mnie zasypał.
- Oprócz oczywistej przeszkody,
jaka jest zamkniecie tutaj. To wiesz każdy Sherlock Holmes potrzebuje swojego
Johna Watsona.
- Dobrze Sherlocku, jak będę
mógł ci pomóc, pomogę.
___________
So, jest trzeci :3
Mam nadzieję, że się podobało ^^
Przepraszam za błędy.
Do napisania
CH.